Jest listopad, na dworze już zimno, dlatego postanowiłam napisać dla Was post z tegorocznego obozu. Świder w zeszłym roku zrobił flashbacki z perspektywy kadry, a ja postanowiłam zrobić w tym roku podobny post, ale z perspektywy uczestnika (bo kadrą nie jestem, ale to szczegół).
Nie żartuję! Spędziłam na kwaterce bazy obozowej 13 dni i
przekonałam się, że praca nie jest taka straszna, ale zacznijmy od początku…
Aby dobrze wszyscy zrozumieli historię, muszę uściślić, czym
jest kwaterka. To forma wolontariatu. Jedzie sobie taki harcerz na kilkanaście
dni i ma za darmo jedzenie, spanie, a w zamian wykonuje pracę, która jest
akurat na bazie harcerskiej do wykonania. Wracając do historii…
Siódma rano, ja czekam na dworcu na mój transport, czyli starą asterkę ze Świdrem i Marcinem. Spóźnili się tylko godzinę, ale cóż, przynajmniej jechałam za darmo. Ruszyliśmy w drogę, opowiadając sobie o ulubionych serialach, jakoś zleciały te trzy godziny. Kiedy wysiedliśmy w lesie, nie wiedzieliśmy, co ze sobą począć. Ja sama bywałam już w tym lesie, Świder też, Marcin był pierwszy raz, więc próbował ogarnąć, co się tu dzieje.
Jest godzina trzecia rano. Środek sosnowego boru. Ciemno jak w… lesie? Harcerze śpią po parę osób w namiotach. Omija ich całe nocne życie, a tego jest sporo. Dziki wychodzą na pola, sowy huczą, szopy wykradają papierki po batonach ze śmietników, a kadra właśnie wstaje. Zapytacie: „Po co?”. Powiedziałbym Wam, że wywieźć dzieciaki do lasu, ale i tak byście nie uwierzyli.
Nie tak dawno byłem w Szwajcarii. Poznając kraj płynący mlekiem, miodem i scyzorykami (jakże niezbędnej części każdego EDC!), każdy musi gdzieś parkować. Podczas podróży wysłużonym Oplem (sprzedam!) po górach i dolinach Helwecji także mnie dopadła proza życia. Ciekawostką jest to, że w Bazylei (Basel) całkiem niedrogo można zaparkować w… schronie przeciwatomowym! Zapraszam do lektury o reszcie „bunkrowych” ciekawostek Szwajcarii.
Pamiętacie, że na naszym blogu istnieje podstrona „fanowskie pisanko”, która pozwala Wam podzielić się swoimi pracami ze światem? Naszym pierwszym fanowym pisaczem został Adam Filip, który własnoręcznie zrobił pistolet maszynowy! Wow! Jeśli chcecie zobaczyć plany jego pracy, koniecznie przeczytajcie ten wpis.
Już ósmy raz Airsoftowcy z Wrocławia i okolic zebrali się pod szyldem Wielkiej Fabularnej Wymiany Kompozytu. Tym razem jedni wcielili się w rolę korporacji Kradgaz, a drudzy w emisariuszy Federalnej Republiki Hamburgerii. Pod sztandarami tej dwójki tytanów kolejnych edycji imprezy bito się o ropę. Oczywiście nie u siebie, a na terenie arabskich pasterzy kóz i materiałów wybuchowych.
Każdy wie, że w czasie drugiej wojny światowej Związek Harcerstwa Polskiego zszedł do podziemia i zmienił nazwę na Szare Szeregi. Niewielu jednak wie, że harcerze poza akcjami „małego sabotażu” i funkcjami łącznikowymi potrafili ugryźć Niemców jak niewielu wówczas.
Dawno temu, gdy zaczynałem swoją historię z harcerstwem, zarówno ja jak i moi przyjaciele mieliśmy na każdym alarmie problem jak odkopać w plecaku latarkę, a scyzoryk, potrzebny do przecięcia sznurka, którym wiązano zbyt wolnych harcerzy, leżał na dnie zasobnika. Gdyby profesjonaliści wlekli się tak jak my, współcześni komandosi nosiliby po dwa karabinki (ze względu na wielkość byłyby łatwiejsze do znalezienia w zasobniku od stosunkowo małego magazynka). Jednak oni, jak na zawodowców przystało, wiedzą co i gdzie mają. Jak to robią?
Cześć! Pewnie jesteś tutaj, bo chciałeś zacząć zabawę z ASG, a wszystkie fora mówią Ci, że musisz najpierw kupić milion rzeczy i posługują się hasłami, których znaczenia nie rozumiesz. Jeśli tak, to trafiłeś idealnie, bo to jest właśnie miejsce, w którym tłumaczymy, o co w ogóle w tym wszystkim chodzi. Wszystko będzie wytłumaczone w sposób, mam nadzieję, zrozumiały nawet dla początkujących. Chodź, chodź, dowiesz się zaraz absolutnie wszystkiego, co powinieneś wiedzieć na początek!
Odpowiedź, oczywiście, brzmi „To zależy”, bo jak nauczyła mnie moja nauczycielka informatyki z liceum, wszystko zawsze zależy od sytuacji i tego, czego najbardziej potrzebujemy w danym momencie… i tak dalej. Ale moim zdaniem, jeśli akurat jesteś w Warszawie – warto.
Jak wiecie, albo i nie wiecie, ostatnimi czasy sporo nocuję w różnych miejscach. Raz śpię w opuszczonej odlewni metali na przedmieściach Daugavpils, następnym razem w lesie pod Warszawą, a jeszcze innym na wzgórzu ze wspaniałym widokiem: z jednej strony rosyjska drewnia nieoznaczona na mapach i bez żadnej (nawet szutrowej) drogi, z drugiej szosa federalna na Moskwę o asfalcie wylanym na szerokość 30 metrów.
Rok temu mogłeś się dowiedzieć, którym karabinem jesteś, a dzisiaj dostaniesz odpowiedź na nawet ważniejsze pytanie – do której armii świata powinieneś dołączyć? Te 10 pytań pozwoli Ci zdecydować, gdzie najlepiej pasujesz. To co, zaczynamy?
Historia zaczyna się niewinnie – w moim domu pojawia się nowy skarb. Nieduży, elegancko zapakowany, ze wszystkimi niezbędnymi rzeczami w zestawie. No po prostu nic, tylko go wziąć i iść na strzelankę. Najlepiej od razu na dwie. Okazuje się jednak, że to nie takie proste, jak mogłoby się wydawać.
Bo widzicie, skarb był firmy Spartac i z tego wynikały wszystkie problemy.
Edzia i Spartac na swoim pierwszym wspólnym obozie.
W drugiej części serii o gotowaniu w lesie na ognisku zajmiemy się tradycyjną polską potrawą, którą można przygotować w dosłownie kilka minut, a do tego jest pyszna i pożywna.
Jakoś tak się złożyło, że mój drugi wpis na blogu piszę tylko dlatego, że się zdenerwowałam. Nie, „zdenerwowałam” to niewłaściwe słowo na cały wachlarz emocji, który teraz odczuwam. A na sam wierzch wypływa wstyd. Czemu, zapytacie? Odpowiem wam jednym zdjęciem.
Jeśli zdarza Wam się bywać w lesie i robić ogniska, zwłaszcza z ładnymi druhenkami/przystojnymi druhami, którym chcecie zaimponować, koniecznie powinniście wiedzieć, co na takim ognisku można ugotować, żeby było szybko, smaczne i imponująco. Od tego jestem ja – w nowej serii wpisów powiem Wam, co można prosto i tanio zrobić na ognisku. Ale, oczywiście, potrawy te można przygotować także w domu, jeśli tylko macie kuchenkę albo ewentualnie stół do spalenia.
Jeśli w te wakacje jedziecie na obóz harcerski, pewnie już nie możecie się doczekać tego niesamowitego czasu, który spędzicie ze znajomymi z drużyny, ucząc się przy tym wielu przydatnych rzeczy. Jeśli jedziecie na swój pierwszy obóz harcerski, pewnie jednocześnie obawiacie się, co z tego wyniknie. Co zrobić, żeby przetrwać? Co zrobić, żeby wrócić z tarczą, a nie na tarczy, a potem móc chwalić się kolegom i koleżankom, jakimi uber mega pro koksami jesteście? Dzisiaj odpowiemy na te wszystkie pytania. A nawet na więcej.
W życiu każdego harcerza przychodzi moment (zwłaszcza przed obozem), gdy musi on znaleźć sobie dobry plecak. Rodzice próbują mu w tym pomóc, jednak zazwyczaj bardziej szkodzą niż pomagają. Każdy z nas słyszał „a nie będzie za mały?”, „dasz radę go unieść?”, „ten kolor ci się podoba?”, w rezultacie czego, poszukiwania plecaka kończyły się kompletną klapą. Co i jak kupować, by było Wam z tym dobrze?
Jest wiele sposobów na wyznaczanie północy, wszystkie mają swoje zady i walety. Nikt przecież w czasie nowiu nie będzie wyznaczał kierunku za pomocą zegarka. (Tak, to było wyzwanie). Czytaj dalej →
Zawsze powtarzam, że MARPAT maskuje się najlepiej ze wszystkich kamuflaży, ale ostatnio jeszcze bardziej zdałam sobie sprawę z tego, że jednak ma wady. I te wady są poważnym problemem w funkcjonowaniu, kiedy tylko wkładam na siebie mundur w marpacie.